Rozrzedzone powietrze drga od południowego upału. Na skwerach spieczona słońcem szarobrązowa trawa w kolorze sepii. Nagie, bezlistne drzewa sterczą jak potargane wichrem maszty w oceanie szarego betonu. W kanionach ulic z wolna płyną leniwe rzeki samochodów. Urbanistyczna dżungla - Miasto Meksyk w samo południe. Czas udręki i ekstazy. Uwięzieni w blaszanym pudle charczącego wehikułu wciągamy w płuca mieszaninę powietrza zagęszczonego pyłem i spalinami. Poruszanie się w tempie żółwia ma jednak swoją zaletę, pozwala lepiej przypatrzeć się architekturze miasta. Tej postawionej na pokaz z ludzkiej ambicji i pychy, zdobnej ornamentami na fasadach lub też przyciągającej wzrok smukłością i elegancją nowoczesnych konstrukcji. Szkło, aluminium, beton, rozmach i śmiałość budowanych rozwiązań. Niespieszna jazda pozwala dostrzec szczegóły. Fotel pucybuta podobny do konfesjonału, barwna przekupka wyciskająca ręcznie sok z pomarańczy, spieszący się gdzieś tłum elegantów i zwykłych obdartusów, a także kręcące się tu i tam gromadki wyrostków. Niekiedy, gdy samochodowa rzeka zatrzymuje się na światłach, wyskakują nagle przed maskę auta, robiąc różne dziwne figle, niektórzy efektowne saldo w powietrzu, popisując się swoją zręcznością. Kiedy kolumna rusza wyciągają wychudzone rączki podatki. Uśmiechają się przy tym figlarnie, ale ich oczy wyrażają coś innego. Widać w nich smutek gdzieś z samego dna duszy. W takiej chwili ręka...
WIĘCEJ